Mam do czynienia ze skurwysyństwem w wersji doskonałej.
Szanowny Konkubent z pewnym człowiekiem przyjaźnił się 11 lat. Zawsze na siebie mogli liczyć, po nocy dzwonić w razie problemu, a i żreć wyjść, czy święta wspólnie spędzić.
Pojawiłam się ja i dołączyłam do owej zgranej ekipki od rowów kopania i ścian szpachlowania. Dla szanownego przyjaciela.
Przyjaciel ten udostępnił na mieszkanie. Z osobną, wspólną z innymi lokatorami domu łazienką. I toaletą.
Pracowaliśmy i przyjaźniliśmy się w trójkę jakieś półtora roku.
Nabraliśmy się. Zostaliśmy wywiedzeni w maliny, zrobieni w chuja, wylądowaliśmy gołą dupą w basenie z piraniami.
Dlaczego? Ano dlatego, że prace na budowie dobiegły końca. Szanowny przyjaciel da sobie radę, więc mieszkanie, co to miało być wynajęte na zawsze, zostało wymówione, praca, z którą nie ma problemu, przestała istnieć i co najlepsze: skoro wspólna łazienka to i klucze do przybytku - kazał oddać sobie, zostawiając dwie osoby bez dostępu do kibla i prysznica na czas wypowiedzenia chałupy, czyli trzy miesiące. No cóż, cofniemy się do natury ciut, w końcu człek wiele zniesie... ciekawa jestem, czy kilka tamponów, rozwieszonych finezyjnie po krzaczorach w ogrodzie, też panu PRZYJACIELOWI do gustu przypadnie...
Słyszeć kupę lat o przyjaźni i pomocy, obopólnym zaufaniu, pracy i mieszkaniu "n zawsze" i wylądować wyruchanym w dupę na końcu Europy - bezcenne. Za to nawet swoją pierdoloną kartą MasterCard nikt nie zapłaci.
Ale my nie jesteśmy osobami, którym byle kurwa będzie w kaszę dmuchała - pracowaliśmy na czarno, mamy zdjęcia budowy, wiemy, gdzie jaka deska leży, a gdzie śrubka.
Znam na pamięć wszystkie mieszkania w jego domach, rozkład jego mieszkania, podwórka, warsztaty, budowę.
Wiem, komu i jak wynajmuje mieszkania.
Wiem, jakie firmy prowadzi.
Wiem, że wylądowałam dzięki niemu po kolana w gównie, mój Szanowny po pas.
Pan Przyjaciel zaliczy kąpiel w gównie po uszy - skarbówka się dowie o pracy na czarno. Choćbym miała garować - nie popuszczę, nie jesteśmy ludźmi, którzy w tym momencie mają cokolwiek do stracenia. Butem łeb mu przygniotę, jak już będzie pływał w szambie. W imię przyjaźni.
Post pojawi się jeszcze raz, po rozróbie, najprawdopodobniej z nazwiskami i w tłumaczeniu na niemiecki.
Oj, widze, ze jeszcze nie wiedzialas, ze od rodakow na emigracji trzeba uciekac daleko, bardzo daleko...
OdpowiedzUsuńChamstwo nie ma granic.
To nie jest Polak.
UsuńNo to faktycznie wyjątkowa szuja!
OdpowiedzUsuńA może zrób tak jak Ela G-P. - po niemiecku, ale z inicjałami wrzuć na FB, jej zapłacili chociaż po kilku miesiącach i dopiero wtedy zdjęła ten post.
Zawsze lepiej coś zrobić w kierunku pokazania, co się może zrobić, niż od razu to robić :)
Sorry, zagmatwane to wyszło, ale wiesz o co chodzi.
Ano będę myśleć. Kilka rzeczy w sieci na pewno wyląduje... :) Ja jestem mściwa jak cholera, kiedy ktoś próbuje mi niszczyć życie.
UsuńMasakra... jak tak można ale cóż... są ludzie i potwory.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ja też potrafię być potworem.
UsuńPo takich przejsciach czlowiek ma ochote zaszyc sie w lesie zeby juz nie ogladac gatunku ludzkiego,oczywiscie po tym jak urwie hujowi leb(przepraszam za wyrazenie,to bardzo obrazliwe,dla meskiego organu oczywiscie;))
OdpowiedzUsuńNo coś w tym jest :) Gdzieś na pewno się zaszyjemy, w kilku krajach Europy jeszcze nie byłam :P
Usuń