środa, 8 maja 2013

Trup w szafie

Mam do czynienia ze skurwysyństwem w wersji doskonałej.

Szanowny Konkubent z pewnym człowiekiem przyjaźnił się 11 lat. Zawsze na siebie mogli liczyć, po nocy dzwonić w razie problemu, a i żreć wyjść, czy święta wspólnie spędzić.
Pojawiłam się ja i dołączyłam do owej zgranej ekipki od rowów kopania i ścian szpachlowania. Dla szanownego przyjaciela.

Przyjaciel ten udostępnił na mieszkanie. Z osobną, wspólną z innymi lokatorami domu łazienką. I toaletą.

Pracowaliśmy i przyjaźniliśmy się w trójkę jakieś półtora roku.

Nabraliśmy się. Zostaliśmy wywiedzeni w maliny, zrobieni w chuja, wylądowaliśmy gołą dupą w basenie z piraniami.
Dlaczego? Ano dlatego, że prace na budowie dobiegły końca. Szanowny przyjaciel da sobie radę, więc mieszkanie, co to miało być wynajęte na zawsze, zostało wymówione, praca, z którą nie ma problemu, przestała istnieć i co najlepsze: skoro wspólna łazienka to i klucze do przybytku - kazał oddać sobie, zostawiając dwie osoby bez dostępu do kibla i prysznica na czas wypowiedzenia chałupy, czyli trzy miesiące. No cóż, cofniemy się do natury ciut, w końcu człek wiele zniesie... ciekawa jestem, czy kilka tamponów, rozwieszonych finezyjnie po krzaczorach w ogrodzie, też panu PRZYJACIELOWI do gustu przypadnie...
Słyszeć kupę lat o przyjaźni i pomocy, obopólnym zaufaniu, pracy i mieszkaniu "n zawsze" i wylądować wyruchanym w dupę na końcu Europy - bezcenne. Za to nawet swoją pierdoloną kartą MasterCard nikt nie zapłaci.

Ale my nie jesteśmy osobami, którym byle kurwa będzie w kaszę dmuchała - pracowaliśmy na czarno, mamy zdjęcia budowy, wiemy, gdzie jaka deska leży, a gdzie śrubka.
Znam na pamięć wszystkie mieszkania w jego domach, rozkład jego mieszkania, podwórka, warsztaty, budowę.
Wiem, komu i jak wynajmuje mieszkania.
Wiem, jakie firmy prowadzi.
Wiem, że wylądowałam dzięki niemu po kolana w gównie, mój Szanowny po pas.
Pan Przyjaciel zaliczy kąpiel w gównie po uszy - skarbówka się dowie o pracy na czarno. Choćbym miała garować - nie popuszczę, nie jesteśmy ludźmi, którzy w tym momencie mają cokolwiek do stracenia. Butem łeb mu przygniotę, jak już będzie pływał w szambie. W imię przyjaźni.



Post pojawi się jeszcze raz, po rozróbie, najprawdopodobniej z nazwiskami i w tłumaczeniu na niemiecki.

8 komentarzy:

  1. Oj, widze, ze jeszcze nie wiedzialas, ze od rodakow na emigracji trzeba uciekac daleko, bardzo daleko...
    Chamstwo nie ma granic.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to faktycznie wyjątkowa szuja!
    A może zrób tak jak Ela G-P. - po niemiecku, ale z inicjałami wrzuć na FB, jej zapłacili chociaż po kilku miesiącach i dopiero wtedy zdjęła ten post.
    Zawsze lepiej coś zrobić w kierunku pokazania, co się może zrobić, niż od razu to robić :)
    Sorry, zagmatwane to wyszło, ale wiesz o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano będę myśleć. Kilka rzeczy w sieci na pewno wyląduje... :) Ja jestem mściwa jak cholera, kiedy ktoś próbuje mi niszczyć życie.

      Usuń
  3. Masakra... jak tak można ale cóż... są ludzie i potwory.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Po takich przejsciach czlowiek ma ochote zaszyc sie w lesie zeby juz nie ogladac gatunku ludzkiego,oczywiscie po tym jak urwie hujowi leb(przepraszam za wyrazenie,to bardzo obrazliwe,dla meskiego organu oczywiscie;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś w tym jest :) Gdzieś na pewno się zaszyjemy, w kilku krajach Europy jeszcze nie byłam :P

      Usuń